Mijam ściany, na których każde pęknięcie
jest jak wyschnięte koryto rzeki.
Droga dłuży się. Światło przyspiesza.
Uchodzi kątem na ciągle obecne,
ale coraz bardziej rozmazane twarze.
Mijam ściany, na których każde pęknięcie
jest jak wyschnięte koryto rzeki.
Droga dłuży się. Światło przyspiesza.
Uchodzi kątem na ciągle obecne,
ale coraz bardziej rozmazane twarze.