Wiersze

Majowe wieczory

nie ma cię w chmurach
są ślady stóp 
w szumie miasta
szukam piegów na niebie
znajduję gwiazdy

Wiersze

Pośpieszny

był czwartek albo kolor fioletowy
słowa rzucane pośpiesznie
rozbijały się o szybę naszego kosmosu
szaronijaki i rozmazany krajobraz

nic nie wskazywało, że tego dnia

przytłaczające albo budujące
walec kierowany przez pijanego pracownika
biblioteki naszych umysłów

pamiętam chłodne letnie wieczory
kiedy zamykaliśmy się pod powiekami
niepewnych dotyków w pewnych sytuacjach

nic nie wskazywało, że tego dnia

groteska albo piąta minut dwie
sprawy pośpiesznie kończone
wygasłe zobowiązania i światło
w którym zapisać można tak wiele

wiecznie znikającym atramentem

Wiersze

Retro-in-spekcje

Żadnych dzikich zachodów, wypadów nad jezioro,
butelek wina (choć parę razy zdarzyło się w parku)
i żadnych tajemnych, nocnych wyjść na cmentarz,
wspólnych wierszy układanych na lekcjach geografii.

Z francuskiego pamiętam tylko „Ma Choute!”, lepki
od landrynek język i pełne usta. Gdy budziłaś się
w samych spinkach biedronkach odkrywałaś lekko
opalone kolana. I jeszcze mina jak po tonicu Kinley.

Dzisiaj, gdy siedzimy na rozgrzanym brzegu balkonu,
nogi ledwo mieszczą się między prętami balustrady.
Twoje rajstopy puszczają do mnie oczko. Czyżby
przeczuwały, że wkrótce zawisną na poręczy krzesła?

Wiesz jak dobrze zaparzyć zieloną herbatę?
Ile kilogramów schudłam? Zgadnij. Albo przyjdź,
przecież od dawna nie mieszkam z rodzicami.

Lubię strategie czasu rzeczywistego, więc przyjdę.
Łatwe są krzyżówki panoramiczne z Technopolu
albo zadania z matematyki stosowanej w obliczaniu
dni płodnych. Ciebie nigdy nie umiałem rozszyfrować.

Wiersze

W kalejdoskopie

Często siedziałaś nad brzegiem strumienia,
smukłe i opalone wiejskim słońcem nogi
figlarnie pluskały się w chłodnej wodzie.

Po szczupłym ramieniu wędrowała biedronka
albo gładkie palce chcące odpocząć po
bitwach stoczonych na wielu frontach ciała.

Teraz ożywczy strumień zamieniłaś na plastikową
miskę, kilka chlustów ciepłej kranówki,
kisiel owocowy i dzień, w którym

listonosz przynosi rentę. Z biedronki
mamy tylko dżem, zawsze świeże bułki,
jakieś ulotki, ani śladu kultur bakterii.

Pozostał uśmiech, gdy prosisz o trochę
wrzątku – przeżywamy słodkie chwile.

Dzieci sąsiadów są oburzone,
całujemy się na klatce schodowej.

Wiersze

Dom

Gdzieś pomiędzy tym wierszem,
a stacją kolejową wędrówka.

Bordowa sukienka, opalone nogi, długie,
poranne kąpiele. Nasze miejsce neutralne
wyznacza ten dom, stacja, ulica Chopina,
pomazane przystanki. Po coś tu jestem.

Towarowy z węglem. Pomyślałem o tobie.
Cholerna gra w skojarzenia. Nie mam biletu.
Na ustach resztki szminki i okruchy
trzymające się małymi rączkami ubrania.

Wczorajsze myśli są jak dziura w płocie,
zaśnieżone ulice, podróż pustym tramwajem.

Wysiadam na Chopina, zaczęło padać.

Wiersze

Ja, kabotyn

to nie jest wiersz o pewnym ośrodku kultury
to jest wiersz o środku w punkcie zero zero

szefostwo zrobiło nam łaskę i wieczorem
możemy wystąpić na dużej scenie

na widowni dyrektor z żoną sprzątaczka
operator dźwięku i lekko zawiany portier
(wietrzna pogoda wieczna walka o stołki)

na co dzień mamy oparcie w skrzypiących krzesłach
w salce dzielonej z grupą pań które biorą
kolorowe tabletki a potem są brane
za niezłe artystki i pokazują je w galerii

nie jestem pieprzonym niedźwiadkiem
z którym pstrykniesz sobie fotkę za dwa złote
i nie złożę autografu na wymiętej kartce

wydali nam tomik który rozchodzi się tak
jak zawsze ciepłe bułeczki w Polo Markecie
nie ma gratisów ale uśmiechamy się ładnie

Muzyka, Wiersze

Alfabeton

Piosenka dostępna na Youtube: Otwórz i posłuchaj

nie jestem poetą bo czasami chodzę
w dresie i siedzę pod blokiem na ławce
nie mam prawa ale mam jazdy i lubię
rozbierać kobiety używając języka
znanego nie tylko w kręgach moich fanek

gdy na konkursie czytam wiersz
jakbym czytał na klatce Marzenie
rozumiem że nie jestem poetą
bo cholernie brak mi liryzmu i ciepła

a ona siedzi w kącie niepozorna
wsłuchana w odpływy i przypływy fal
mojego głosu

a ona siedzi w kącie nie jestem poetą
a ona zabiera mnie do domu otwiera okno
kochamy się zaciekle do ostatniej kropli
aż wiatr za oknem przeleciał billboardy
szumią o tym drzewa zdradzone

Wiersze

Michał się stara

Michał sparodiował wiersze pani Krystyny
bywa wulgarny gdy kłębiąca się chmurka
próbuje poderwać biedronkę na zielonym listku

(touch my ass w najlepszym radiu w Sieci
lick my breast jeśli tylko chcesz, kochanie)

a Michał znowu pisze o piciu wódki i jaskółkach
wzlatujących pod dach nieba choć wszyscy wiemy
że jaskółki nie latają tak wysoko

Michał ma wysokie loty i pewnie zdobędzie nagrodę
w turnieju jednego wiersza a później serca
i numery telefonów co najmniej kilku fanek

bo jeśli całe dnie pije się wódkę w wierszach
to musi to być impuls i nawet Jaś skurczysyn
nie zdąży wyjąć i strzelić a Michał owszem

bo jeśli ma się silną wolę (żadnego seksu z fankami)
i wrażliwą duszę artysty (namaluję cię nagą, kotku)
fruwa się nad dziewiczymi lasami zlanymi deszczem

ale nie jak spłoszona ptaszyna nie jak pszczółka
bo to sport tylko dla orłów i nie przeraża wątroba
co dzień rozrywana przez wódkę bo mitycznie odrasta