Wiersze

Ja, kabotyn

to nie jest wiersz o pewnym ośrodku kultury
to jest wiersz o środku w punkcie zero zero

szefostwo zrobiło nam łaskę i wieczorem
możemy wystąpić na dużej scenie

na widowni dyrektor z żoną sprzątaczka
operator dźwięku i lekko zawiany portier
(wietrzna pogoda wieczna walka o stołki)

na co dzień mamy oparcie w skrzypiących krzesłach
w salce dzielonej z grupą pań które biorą
kolorowe tabletki a potem są brane
za niezłe artystki i pokazują je w galerii

nie jestem pieprzonym niedźwiadkiem
z którym pstrykniesz sobie fotkę za dwa złote
i nie złożę autografu na wymiętej kartce

wydali nam tomik który rozchodzi się tak
jak zawsze ciepłe bułeczki w Polo Markecie
nie ma gratisów ale uśmiechamy się ładnie

Wiersze

Klatka z codzienności

kiedy ciekawa chciałaś dotknąć pierwszy raz
rozmawialiśmy o zakładaniu konta przeprowadzce
wspólnych wyjazdach do górskiej chatki babci

tylko tam moglibyśmy wspiąć się na wyżyny
dokończyłbym książkę ty zrzuciłabyś parę kilo
i byłaby pewność że nie zmarnujemy czasu

za drugim razem bliżej poznania dwuznaczne
wykręty i stało się leżymy razem na małej sofie
od kilku lat praca ósma – szesnasta i nerwy słabe

wstać wcześnie kupić bułki mleko pies
obowiązkowo dwie kupy i osiem sików sąsiad
hejnał wariacki za sklepem ustawiam zegarek

kolejne zetknięcia przypadkiem jak wyrok
gdy kochanek sześć to mężczyzn dwunastu
czysta matematyka nieczyste zagrania

ktoś wkręcił słoik zamiast klosza na klatce
pierdoleni artyści amatorzy rozrzucania
butelek petów reklamówek i kolorowych gazet

kiedyś spędzałem godziny na półpiętrze
każdą prawie z inną dziewczyną i każda prawie
chciała tam wracać dotykać pamiętam

i jeszcze całowanie na skrzyni od elektryki
żebyś ty umiała tak pieścić jak dawniej ona
mógłbym nawet przynosić pachnące kwiaty

zapytaj gdzie kończy się ta historia
wypisana sprayem na klatkach pamięci
skądś znam te obrazy a ty się uśmiechasz

pożółkłe kartki w kalendarzu na ścianie
nie obchodzimy już świąt one nas nie obchodzą
więc nie dostaję czerwonej kartki wyblakła

Wiersze

Myśli poszarpane

Tobie

Teraz my. Dwa zakręty. Prosta.
Przekręt. Przekręć do mnie. Ustami.
Mało ciebie. Pewna część wiersza.
Spokojna. Milcząca niepewność.
Niepewna część poety. Mało Ciebie.
Mało.

Odjazd

Piszę wiersze. Wierszę się. Samotnie.
Zawierszam się i nie przestaję. Przystanek.
Drugi. Trzeci. Pętla na szyi. Wierszę ją.
Ciężka głowa. Autobus pełen poetów. Na pętli
wyobraźni. Zaciskam wiersz. Duszę.

Wykopek

Codziennie kopany. Wiersze kopią
poeci na wierszowisku. Skopałem parę
wierszy. Kopię w twarz. Przyciskam.
Wsuń bilet w szczelinę. Na czerwonym
świetle rozjechany, kopnięty w dupę
wiersz.

Zwierze nie

Dotykaj. Tykanie zegarka. Stanął.
Czeka. Wypatruje wiersza. Wyczekuje
i szczeka. Pies na wiersze. Dotyka
ją mnie słowa krytyki. Tyki zegarka.
Niecodzienne. Głupi jestem. A Ty
szczekasz. Głośno. Niewierszysz mi.

Wers ja

Ostatnio jakby zmącony. Wiąże
sznurowadło. Emocjonalnie związany.
– kiedy następne spotkanie?
Słaby. Nieczytelny. Rozebrał ostatni
wers. Wers Ona. Wers On. Rewers.

Geometria

Na barykady myśli. Wiersze wytaczamy.
Działa wielkie. Porozumienie. Konflikt
pokoleń, myśli, przerwań. Przerywany
stosunek do służby wierszem. Myśli
zwierszowiałe. Toczą się. Dokoła. Dokoła.

Czaty

Cześć, skąd klikasz? Daj fotkę.
Fotka. Foczka. Umówisz się?
Fajna jesteś. Lubię klikać. Lubię.
Myszki. Optyka. Kulki. Pod czerwień.
Bielizny Twojej. Zaklikam. Zawodowo.

Poderwanie

Cześć Nina. Pocałunek. Głęboko
ukryte znaczenie. Cześć. Piszę wiersze
umówisz się ze mną? Nina. Pocałunek.
Po północy. Po godzinach. Po robocie.
Po całunek. Ze mną. Zawierszuj się.
Między wersami. W cieniu zwrotki.
Wywrotka. Nina. Wiersz o nas. Bez nas.

Umyśl mnie

Wiersz tworzę. Tworzywo sztuczne.
Wierszywo. Warzywo. Płodny umysł.
Taki jestem fajny. Niepowtarzalny.
Z wierszem na Ty. Poczytaj mamo.
Warzywa. Zupa z wierszy. Pieprzna.

Statki

Noc. Nocnik. Kontrola dostępu.
Gra na dwa fronty. Front wyzwolony.
Front morski. Nocne rozmowy. O niej.
O nim. O nie! Nocnik. Przeciek.
Miało być przecież. Przecier jest.

Szach i mat

Niepewny oddech. Miarowe bicie
po twarzy. Zaburzenia świadomości
wiersza, tekst zachwiany. Nieczytelny
rozlewany po stole. Po pół litrze.
Ciemno. Pięści rzucają cieniem.
Po ścianach. Miarowo po twarzy
rozrzucony. Oddech nieczytelny. Już.

Wiersze

Z biegiem czasu

powinienem uczyć się do egzaminów
a znowu biegam po mieście bez pomysłu

czy kiedy przeczytasz ten wiersz
zechcesz pobiec ze mną? spojrzałem na blade
światło żarówki i zrozumiałem

tyle kobiecości masz w sobie i te
spacery po klatce twojego ciała
sprawiają że nagle staje
czas

biegam palcem po krągłościach żarówki
ciepło i grzesznie, sparzyć się
kropla lepkiego potu spływa
po moim czole

oblewam się herbatą
którą mi zaparzyłaś
jutro oblewam egzamin

Wiersze

Refleksje styczniowe

I

Mija styczeń, a przecież dopiero jedliśmy makiełki,
karp niespokojnie pływał w wannie, jakby przeczuwał,
że już wkrótce będzie zjedzony przez gości.

Twarz małej Patrycji zachodziła łzami, kiedy tata z dziadkiem
walczyli z rybą, zadając jej kilkakrotnie ciosy tłuczkiem do mięsa.

Jeszcze parę dni temu, kilka godzin wcześniej, dziewczynka
patrzyła w bezbronne, karpie oczy. Wymyśliła nawet imię.

II

Mija styczeń, a święta i Sylwester jeszcze brzmią
donośnym echem. święta bardziej, bo rodzice zaciągnęli
kredyt – gotówka od ręki – raty do kolejnej Wigilii.

Wigilia u nas, więc większość rodziny odetchnęła z ulgą.
Przyszli, opłatek – ogólny, bo pokój niewielki i trudno się
przepychać do siebie, między stołem, a choinką.

Wujek Witek przyniósł Absolwenta, dostał szmatą od babci.
Mikołaj nie przyjechał, nie kazali mi mówić wierszyka.

III

Mija styczeń, moja dziewczyna jest w połowie cyklu
odchudzającego, kupiła niezbędny sprzęt, ma płyty DVD
z fitnessem i stos czasopism. Jemy obiad – prosi o dokładkę.

Powiedziałem sobie: nie będę narzekał na władzę, nawet
lokalną, zacznę kasować bilety w tramwaju, przestanę
bojkotować telewizję publiczną i zapłacę zaległy abonament.

Czas realizować noworoczne postanowienia.
Albo zacznę w przyszłym tygodniu.

Wiersze

Obcy

Nadal obcy, wyobcowany wobec świata,
sąsiada, co piętro niżej mieszka.
Jeszcze młoda kobieta spod czwórki
i dłonie obce, chłodne, osuwające się
z wolna, wzdłuż granicy koszuli.

Pokój pełen staroci, gazet, których nikt
nie czytał, guzików, na krześle wiszą
koronkowe majtki. Tykanie budzika wyrywa
włosy z głowy, a z nimi kawałki myśli.

Zadawać pytania, szukać.

Odpowiedź dostrzec w grymasie wiatru,
w przeciągu pięści światła.

Wiersze

Kolorowanka dla dorosłych

życie przestało być budzącym się motylem
majową łąkę zastępuje odrapana podłoga
w wilgotnych ścianach mieszkania socjalnego

na niewielkiej wyspie ze sprężynami budzi się mąż
wstawiony jak drzwi po ostatniej bitwie na miecze
zwiastuje burzę z piorunami i ulewne deszcze

(tego wieczora lał ją wielokrotnie)

życie zamknięte w próchniejącej szafie
siedzi w kącie tuląc szmacianą lalkę

próbuje zatrzeć ślady mijających się dni
na spękanych i brudnych szybach twarzy

Wiersze

ZZA

Kiedy zaczął mamrotać drżał, najpierw ręce i głowa,
skrzypienie sprężyn stawało się regularne.
Nogi samowolnie uderzały w barierki. Kilka razy wstawał
nieświadomy i zrzucał z szafek nieswoje rzeczy.

Zabrał mi książkę i rozlał herbatę. Kiedy znowu wyrwał igłę
kroplówki, wybiegł z budynku, od razu wezwaliśmy siostry.
Dopiero portier przy bramie zdołał go zatrzymać.

Przywiązany bandażami do łóżka odgrażał się, że ma kolegów.
Wrzeszczał, że te kurwy, co go związały zapierdoli.
Później wołał syna i żonę. Jęki sześćdziesięciolatka
wylegające na korytarz.

Nie daliśmy mu żyletki ani noża, o które błagał.
Jeszcze nas zarżniesz chuju, jak zaśniemy.