Wiersze

Retro-in-spekcje

Żadnych dzikich zachodów, wypadów nad jezioro,
butelek wina (choć parę razy zdarzyło się w parku)
i żadnych tajemnych, nocnych wyjść na cmentarz,
wspólnych wierszy układanych na lekcjach geografii.

Z francuskiego pamiętam tylko „Ma Choute!”, lepki
od landrynek język i pełne usta. Gdy budziłaś się
w samych spinkach biedronkach odkrywałaś lekko
opalone kolana. I jeszcze mina jak po tonicu Kinley.

Dzisiaj, gdy siedzimy na rozgrzanym brzegu balkonu,
nogi ledwo mieszczą się między prętami balustrady.
Twoje rajstopy puszczają do mnie oczko. Czyżby
przeczuwały, że wkrótce zawisną na poręczy krzesła?

Wiesz jak dobrze zaparzyć zieloną herbatę?
Ile kilogramów schudłam? Zgadnij. Albo przyjdź,
przecież od dawna nie mieszkam z rodzicami.

Lubię strategie czasu rzeczywistego, więc przyjdę.
Łatwe są krzyżówki panoramiczne z Technopolu
albo zadania z matematyki stosowanej w obliczaniu
dni płodnych. Ciebie nigdy nie umiałem rozszyfrować.

Wiersze

Dom

Gdzieś pomiędzy tym wierszem,
a stacją kolejową wędrówka.

Bordowa sukienka, opalone nogi, długie,
poranne kąpiele. Nasze miejsce neutralne
wyznacza ten dom, stacja, ulica Chopina,
pomazane przystanki. Po coś tu jestem.

Towarowy z węglem. Pomyślałem o tobie.
Cholerna gra w skojarzenia. Nie mam biletu.
Na ustach resztki szminki i okruchy
trzymające się małymi rączkami ubrania.

Wczorajsze myśli są jak dziura w płocie,
zaśnieżone ulice, podróż pustym tramwajem.

Wysiadam na Chopina, zaczęło padać.

Wiersze

Tipsy we dwoje

Pamiętasz spacery brzegiem Bzury albo
dzikie palenie trawy u kuzynów na wsi?
Mogłem zaglądać pod bielutką sukienkę,
lubiłaś chowanego od czasów liceum.

Niedawno poznałaś tego wierszokletę.
Same romansidła i im podobne brednie.
Nie dajesz się podrywać i zakładasz majtki,
a przecież wcześniej to się nie zdarzało.

Nawet, kiedy zimą mróz po pupie szczypał,
nie trzymałaś się zasad, całowałaś w bramie.
Dzisiaj, zamiast puszek piwa miażdżonych trampkami,
rymy niedokładne wciskane do ucha.

Zawiodłaś mnie i kolegów z dzielnicy –
byłaś jak Sprite, dziś jesteś pragnieniem.
Pamiętasz, kto na klatce napisał We Love You
farbą w odcieniu twoich długich włosów?

Wiersze

W kalejdoskopie

Często siedziałaś nad brzegiem strumienia,
smukłe i opalone wiejskim słońcem nogi
figlarnie pluskały się w chłodnej wodzie.

Po szczupłym ramieniu wędrowała biedronka
albo gładkie palce chcące odpocząć po
bitwach stoczonych na wielu frontach ciała.

Teraz ożywczy strumień zamieniłaś na plastikową
miskę, kilka chlustów ciepłej kranówki,
kisiel owocowy i dzień, w którym

listonosz przynosi rentę. Z biedronki
mamy tylko dżem, zawsze świeże bułki,
jakieś ulotki, ani śladu kultur bakterii.

Pozostał uśmiech, gdy prosisz o trochę
wrzątku – przeżywamy słodkie chwile.

Dzieci sąsiadów są oburzone,
całujemy się na klatce schodowej.

Wiersze

Refleksje styczniowe

I

Mija styczeń, a przecież dopiero jedliśmy makiełki,
karp niespokojnie pływał w wannie, jakby przeczuwał,
że już wkrótce będzie zjedzony przez gości.

Twarz małej Patrycji zachodziła łzami, kiedy tata z dziadkiem
walczyli z rybą, zadając jej kilkakrotnie ciosy tłuczkiem do mięsa.

Jeszcze parę dni temu, kilka godzin wcześniej, dziewczynka
patrzyła w bezbronne, karpie oczy. Wymyśliła nawet imię.

II

Mija styczeń, a święta i Sylwester jeszcze brzmią
donośnym echem. święta bardziej, bo rodzice zaciągnęli
kredyt – gotówka od ręki – raty do kolejnej Wigilii.

Wigilia u nas, więc większość rodziny odetchnęła z ulgą.
Przyszli, opłatek – ogólny, bo pokój niewielki i trudno się
przepychać do siebie, między stołem, a choinką.

Wujek Witek przyniósł Absolwenta, dostał szmatą od babci.
Mikołaj nie przyjechał, nie kazali mi mówić wierszyka.

III

Mija styczeń, moja dziewczyna jest w połowie cyklu
odchudzającego, kupiła niezbędny sprzęt, ma płyty DVD
z fitnessem i stos czasopism. Jemy obiad – prosi o dokładkę.

Powiedziałem sobie: nie będę narzekał na władzę, nawet
lokalną, zacznę kasować bilety w tramwaju, przestanę
bojkotować telewizję publiczną i zapłacę zaległy abonament.

Czas realizować noworoczne postanowienia.
Albo zacznę w przyszłym tygodniu.

Wiersze

Droga

nasza wyprawa dobiega końca
to jest granica Poznania

jeszcze dwie torby w oczekiwaniu
na taksówkę rozglądam się

żółte firanki stara szafa
ściana pełna zdjęć a tu

na pożółkłej pocztówce wspomnienia
w brązowych oczach blednie światło

Wiersze

Luna-parki

nie rysuję pożegnania
nie zataczam żadnych kół na kartce

nie umiem rysować
podłoga jest twarda i niewygodna

na karuzeli dostaję mdłości
gdy patrzę w kierunku przeciwnym
a z kieszeni wyciągam nieważne
bilety do lunaparku

otwarte okno trzaska i pęka
mi głowa myśli spływają rzeką
topiąc się

z dna słychać podstępnie nuconą
piosenkę dla zakochanych

Wiersze

Tam jest to miejsce

Przestało padać. Jest okno, które poznaję.
Iskra światła rozproszona przez kroplę rosy
zwęża źrenice czasu. Dystans wydłuża się
pozornie.

Obraz odwrócony. Kolejny opuszczony dom,
kobieta której nie było. Zabawy w piaskownicy
z dzieckiem, którego nie było także.

Życie pozornie płynie czasem. Zbyt wiele
wskazówek, zbyt wiele dróg usypanych
z ziaren piasku zamkniętych w klepsydrze.