wiatr rozwiewa jej brązowe włosy są długie
styczniowe spacery pozornie odwrócone pory roku
na ulicach nie ma śniegu są jakby bledsze
światła mijających nas pojazdów i jej oczy
nie błyszczą jak dawniej ciemności
zwiastują sylwetki wychudzonych kotów
chłodne dłonie nieporadnie wyznaczają granice
ekstrema lokalne na mapie jej ciała
stoję w brudnej bramie oblizuję usta
spękane jak dno wyschniętej kałuży